Jakiś czas temu Szara Sowa zainicjowała bardzo ciekawą akcję: całoroczne lalkowe świętowanie! 😍 Zgodnie z propozycją naszej kochanej inicjatorki, każdy miesiąc poświęcony jest innym rodzajom lalek. Styczeń to miesiąc lalek porcelanowych. 😊
Ja, do tej pory, jakoś wybitnie nie pałałam miłością do porcelanek. Kruche toto, delikatne... Fakt, podobały mi się niektóre panny podglądane na blogach lalkowiczów, niektóre wzbudzały wręcz mój zachwyt, ale nie widziałam ich u siebie - głównie ze względu na tę ich delikatną strukturę. Jedyne porcelanki, z jakimi miałam osobiście do czynienia, to panny ubrane w polskie stroje regionalne, swego czasu dołączane do pewnej kioskowej gazetki.
Kupowałam je z myślą o bliskiej mi osobie, która mieszka poza Polską - miały być akcentem polskości w jej domu i każdorazową pamiątką po naszych spotkaniach. Niestety, wspomniane panny nie przetrwały długo... Traf chciał, że znalazły się w polu widzenia małych dzieci i przez lekkomyślność dorosłych, którzy nie dopilnowali swych latorośli, regionalne panny na zawsze zakończyły swój porcelanowy żywot... Dobrze chociaż, że nie zdążyłam zawieźć tam prezentowanych wyżej lal... Po nadmienionym incydencie z młodocianymi killerami porcelanek, powiedziałam BASTA! No i lalki zostały u mnie. :-)
Nie przypuszczałam, że moje porcelanowe grono kiedykolwiek się powiększy... Tymczasem ostatnia wizyta w ciucholandzie zweryfikowała moje podejście do tematu... Znalazłam tam porcelanki - tanioszki ... i już nie było odwrotu. Musiałam je przygarnąć, głównie mając na uwadze zapędy niektórych nieletnich klientów, których małe rączki mogłyby zrobić pannom krzywdę. Naprawdę szkoda pracy wielu ludzkich rąk i pomysłów lalkowych twórców, żeby z głupoty dorosłych taki wytwór został zniszczony.
Panny były poczochrane i brudne - aż dziw bierze, że ich porcelanowe głowy i kończyny przetrwały taki nieczysty żywot... Na szczęście udało mi się je ogarnąć. Ubranka uprałam, buciki wyczyściłam, włosy i porcelanowe elementy (tyle, na ile się dało) umyłam, a materiałowe korpusy kilka razy przetarłam szmatką nasączoną w środku piorącym i później denaturacie.
Kiedy ubranka i korpusy wyschły, panienki zostały ubrane i uczesane. Myślę, że ich wygląd już nie straszy. A ja, z zaskoczeniem stwierdzam, że świat porcelany zaczyna mnie wciągać...
Najbardziej podoba mi się panna z warkoczykami oraz panienka w zielonej sukni. Ta ostatnia ma dodatkowo stojak, co niewątpliwie bardzo mnie cieszy, bo daje to szersze pole manewru podczas stabilnego ustawiania i przechowywania lali na półce...
Ech...
Żywot lalkowicza bywa często zaskakujący...
Kochani, życzę Wam miłego tygodnia!
Pozdrawiam!