Niedawno wymyśliłam, że do naszego domu będą trafiać wyłącznie lalczyny Mattela. Zastanawiam się, skąd się wzięło takie upodobanie, bo na dobrą sprawę wiele produktów mattelowskich wcale nie jest synonimem perfekcji wykonania... Ba, niektóre to nawet buble! (O cenach nie wspomnę...)
Może to kwestia tych ślicznych buziek, które - powiedzmy sobie uczciwie - rzadko znajdują swoje odpowiedniki u konkurencji...? Nie wiem, w każdym razie założyłam, że chcę Mattela i już. Jednak, co za tym idzie, aby nie zbankrutować, nowe panny będę nabywać jedynie w wyjątkowych okolicznościach cenowych, a przede wszystkim skupię się na poszukiwaniu okazji w ciucholandach, bądź też innych szansach z drugiej ręki.
Zatem Mattel i nic poza tym... Tak?
Tak!
Hmmm..., ale co zrobić, kiedy spotyka się takiego KTOSIA, jak poniżej,
a serce rozpacza nad losem wspomnianego?
I... taki KTOŚ kosztuje 2 zł?
A na ciałku nie ma sygnatury Mattela,
tylko Simbę
i... patrzy z taką nadzieją, uśmiechając się przymilnie?
Od dzieciństwa dbałam o zabawki i wszelkie przedmioty, w myśl zasady: "mają służyć jak najdłużej, bo drugiej nie dostaniesz".
Kiedy coś się psuło, człowiek dłubał przy tym do skutku, aby przywrócić
przedmiot do życia. Nie lubię marnotrawstwa, bardzo. Kiedy coś zostało
wytworzone, należy to szanować - tak mnie wychowano. Zatem, gdy widzę
zabawkę, którą można odratować, a mój budżet nie załamie się pod wpływem
jej zakupu, myślę sobie: "Pal licho Mattela! Biorę ją!"
Tyle mówi się o ekologii, o nadprodukcji wszystkiego..., a z taką
łatwością wyrzuca coś, co wymaga jedynie zwiększonej uwagi i kilku
czynności, aby przywrócić to do stanu, przypominającego pierwotny.
Czy kołtun na głowie lalki, albo jej poklejone kończyny, to
wystarczający argument, aby wyrzucić zabawkę? Myślę, że nie.
Przypuszczam jednak, że właśnie tak by się stało z lalą ze zdjęcia. Już
nie raz bowiem słyszałam w kilku ciucholandach o tym, jak ważne jest
tylko to, co się sprzeda, reszta często jest zwyczajnie wyrzucana, jako
przedmiot, który nie rokuje na zakupienie. W dużych sieciach SH towar
jest przerzucany z jednego oddziału na drugi, co daje szansę znalezienia
nabywcy... Jednak w tych małych... Szurrr! I do kosza! Ech..., żebym to
ja jeszcze wiedziała, który to kosz... :D Szaleństwo... No w każdym
razie lalka domagała się wsparcia, więc ją wzięłam.
W domu przeszła wszelkie zabiegi pielęgnacyjne
(łącznie z wyrwaniem garści sfilcowanych kłaków i przycięciem pozostałych)
i teraz prezentuje się tak:
Jej strój, to na razie robocze okrycie,
w wolnej chwili planuję uszyć coś specjalnego - tylko dla niej.
Przygotowałam do tego celu czarny materiał (widoczny na zdjęciu).
Chcę zrobić z niej dziewczynkę z pazurem,
jestem przekonana bowiem, że to trochę taka cicha woda...
***
To moja druga Steffi Love.
Widać różnice między dziewczynami.
Pierwsza ma zupełnie inne ciałko, makijaż,
chociaż obie są bardzo podobne...
No i obie w typie "roszpunkowatym"
(kot zaakceptował zarówno jedną, jak i drugą
- to chyba dobrze wróży)
No to kolekcja Stefek się rozrasta :)))
OdpowiedzUsuństało się to w sposób dość nieoczekiwany, ale cóż zrobić, widać takie było przeznaczenie :D pozdrawiam :))
UsuńFajne Stefcie. Też mam kilka i trafiły do mnie na podobnej zasadzie. :)
OdpowiedzUsuń:)))
UsuńProszę jaką przeszła metamorfozę. To wspaniale, że udało Ci się ją uratować i dać jej drugie życie. :)
OdpowiedzUsuńObawiałam się, że z tymi jej włosiętami nie da rady zbyt wiele zdziałać, bo miała jeden wielki kołtun. Na szczęście odkryłam, że pod kołtunem znajdowały się całkiem ładne włoski - trzeba było jedynie się do nich dostać i je rozczesać. Kiedy odcięłam kołtun i wyrwałam wielką garść tego, co nie dało się rozczesać, łepetyna lalki zaczęła przemawiać inny głosem. Po umyciu włosków, uczesałam ją w warkocz, bo włoski Steffek niestety szybko się filcują, więc lepiej je ogarnąć wcześniej i nie dopuścić do ponownego kołtuna. Ech... Szkoda mi takich zaniedbanych zabawek, cóż zrobić :)))
UsuńTrzecią dziewczyną, o którą powiększyłam mój zbiorek, była właśnie artykułowana Steffi. Twoja jest bardzo ładna i pięknie ją odziałaś! Obie prezentują się świetnie!
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!
Dziękuję w imieniu moich Steffek i pozdrawiam Twoje dziewczyny :))
UsuńI jaka z niej piękność teraz :)
OdpowiedzUsuńJa zrobiła bym tak samo, brała i odświeżała :) sama przyjemność patrzeć jak z kopciuszka powstaje księżniczka :) Tym bardziej za 2 zł. Szkoda, bo u mnie w takich sklepach nie ma takich lalek do kupienia :( a chętnie bym przygarnęła takie kopciuszki dla przyjemności dania im drugiego życia :)
Kto wie, może kiedyś i u Was się trafią, bo to jest loteria wielka, gdzie coś rzucą. Czasem niespodziewanie pojawiają się tam, gdzie byśmy się ich nie spodziewali. U nas, w jednym z takich sklepów, bywały też za kilka złotych mattelowskie, ładne lale w świetnym stanie. To moje pierwsze lale Mattela, jakie kupiłam i byłam w ogromnym szoku, że łącznie za kilkanaście zł mogę mieć ich kilka. Wystarczyło je umyć (nie były naocznie brudne, ale wiadomo trzeba odświeżyć) i odziać w jakieś ubranka. Przyzwyczaiłam się do tych dobrodziejstw wspomnianych sklepów, a teraz coś cisza w temacie. Trafiają się najwyżej takie, jak powyższa, które oczywiście też radują, ale marzy mi się jakaś mattelka jeszcze :)) (człowiek to jest jednak zachłanny :D ) Pozdrawiam i życzę aby, mimo wszystko, również u Was trafiło się całe stadko lalek :))
Usuń