Witajcie Kochani w drugiej połowie stycznia. Kolejny rok pędzi galopem, a my gonimy dni z rozwianymi grzywami, próbując nadążyć za narzuconym tempem. No tak to już jest w dorosłym życiu, że czas mija coraz szybciej. W tych ulotnych momentach dorosłości miło przypomnieć sobie chwile beztroskiego dzieciństwa. Dlatego dzisiaj, przerywając na moment galop, przychodzę do Was z wpisem bardzo nostalgicznym, odwołującym się do moich dziecięcych wspomnień.
Prezentowana dziś panna Kinglet to lalka identyczna z tą, jaką miałam w dzieciństwie. Moja dziecięca niestety nie przetwała, a tę tutaj mam dzięki Agnieszce, znanej wśród lalkowiczów, jako Zgredka.
Kinglet to nie jedyna lalka, jaką dostałam od Zgredki. Przyjechało do mnie kilka uroczych panienek z dawnych lat, które też znajdą swoje miejce na tym blogu. Tymczasem dziś, ze wspomnianych wyżej względów, skupię się na jednej z nich i oczywiście jeszcze raz chcę oficjalnie bardzo podziękować Agnieszce za tak wspaniały prezent. Aguniu, dziękuję!
Kinglet była moją pierwszą lalką typu "klonik Barbie". Dostałam ją od mamy, gdy miałam kilka lat, czyli dużo ponad 30 lat temu. Pamiętam, że miała różowo - biały strój gimnastyczny (ten na zdjęciach jest strojem zastępczym, bo nie mam oryginalnego) i wbudzała ogólny entuzjazm wśród okolicznych dzieciaków, tęskniących wtedy za barbiowymi tworami.
Po Kinglet były polskie Lizy, potem panny z Simby, a dopiero przed ukończeniem podstawówki pojawiła sie u mnie "prawdziwa" Barbie. Pomimo zamiłowaniania do lalek Mattela, które twa i które ze względów finansowych mogłam rozwinąć dopiero w dorosłym życiu, to moje serce mocniej pika, gdy pomyślę o lalkach klonikach, bo to one tworzyły moje dzieciństwo. Dlatego z radością patrzę na Kinglet, która uśmiecha się nieśmiało spod swoich wielkich niebieskich oczu i wspominam końcówkę lat 80-tych XX wieku, których mi czasem brakuje - z różnych względów.
też pamiętam te lalki i pragnienie ich posiadania :) fryzurka jest świetna! idealnie dopasowana do tamtych lat :D
OdpowiedzUsuńPrawda? Idealne odzwierciedlenie tamtych czasów :-)
UsuńOch jak ja doskonale rozumiem co czujesz bo i ja to czuję patrząc na moją winylową gromadkę, którą po latach odkupiłam. Ta niemalże dziecięca ekscytacja gdy lalka uśmiecha się do Ciebie tak samo jak wtedy gdy się miało lat zaledwie kilka!
OdpowiedzUsuńFryzura Twojej lalki jest bombowa! Nie ma to jak stary dobry mullet! W ogóle ona jest śliczna, ma sympatyczny pyszczek, a ten strój bardzo mi się podoba! Cóż to za zestaw?
Dzięki :-) Cieszę się, że rozumiesz moje odczucia. Ten strój to ubranka, które kiedyś kupiłam w ciucholandzie. Nie mam pojęcia od kogo, tj. od jakiej lalki.
UsuńTa dziewuszka jest jak ucieleśnienie lat '80!! Ta fryzura zaraz mi się skojarzyła z teledyskami z tamtych czasów :). Wspaniale, że udało Ci się ją zdobyć! Nostalgicznie się zrobiło i mnie też zatęskniło się za moimi "prawie-Barbie" z tamtych lat :).
OdpowiedzUsuńMasz rację - najgorzej, gdy człowiek przegapia "dziś", wciąż tylko czekając na "jutro" albo rozpamiętując "wczoraj". Bardzo usilnie staram się tego oduczyć...
Otóż to! Dlatego staram się myśleć pozytywnie. Uściski!
UsuńRównież w moim sercu Kingeltki mają szczególne miejsce! Miałam jedną w dzieciństwie, bardzo chciałabym ja odzyskać, ale nie jest to łatwe zadanie. Tak, czy inaczej, ubóstwiam buzie Kingletek, są jedyne w swoim rodzaju.
OdpowiedzUsuńTrzymam kciuki zatem za sposobność odzyskania lubej lalki z dzieciństwa.
UsuńTak, pamiętam te laleczki, a także wiele innych kloników, które faktycznie zapełniały wtedy sklepowe półki i bazarki :-) Ich jakość często była dużo lepsza niż obecnych Barbie, choć to one stanowiły szczyt marzeń, nakręconych trochę przez sama nie wiem - snobizm? Modę? Wyposzczenie po końcówce PRL-u? To był jednak piękny czas. I nie mówię tego ze względu na tęsknotę za młodością, ale obiektywnie porównuję więzi społeczne i ogrom wolności jaki mieli ludzie - bez kamer na każdym kroku, uzależnień od technologii, lęku przed wszystkim, czy ostatnich ograniczeń związanych z subskrypcją praw obywatelskich.
OdpowiedzUsuńWspomnienia dają mi siłę by trwać w świecie, po którym nie oczekuję już wiele dobrego... I który nie tylko dla mnie, nie jest miejscem przyjaznym do życia.
Ja również wspominam tamte lata z wielkim sentymentem. Wydaje mi się, że było jakoś tak prościej, może przyjaźniej międzyludzko, a przez to emocjonalnie, nie wiem. A może to dziecięcy umysł tak to wszystko odbierał, bo miał jeszcze ogrom poznawczego entuzjazmu. Ale i teraz nie chcę narzekać. Bo w sumie po co. Wiele rzeczy, o których marzyłam w dzieciństwie spełniło się dopiero w mojej dorosłości, więc w sumie tak źle nie jest. Jest po prostu inaczej. Jesteśmy starsi, może dostrzegamy więcej rzeczy, zbyt mocno wybiegamy w przyszłość... Nie warto. Życie jest ulotne, jak bańka mydlana na wodzie. szkoda czasu na smutki.
UsuńRzadko operuję kategoriami sentymentu, choć oczywiście go nie gaszę, jako wrażliwa jednostka ludzka ;-)
UsuńMocniej opieram się na rzeczowej analizie - danych, wykresach, ew. jednostkowych świadectwach... fuu, wiem, jak to brzmi, jakby robot przemawiał ;-)
Wiadomo - zawsze jest inaczej, względem prywatnego punktu odniesienia. W latach '90, mówiłam, że jest lepiej niż było wcześniej (bo komuna). Po 2000 było mi fajniej, niż dekadę wstecz, bo już matura na karku i realizowanie wymarzonych studiów...
Ale patrzę też globalnie. I to jest moje przekleństwo, że nie potrafię obracać się tylko wokół własnej osi.
Porównuję jak żyli (i w jakich trudnych ekonomicznie warunkach) moi Dziadkowie, Rodzice. A byli szczęśliwi :-) Zerkam na życia mych rówieśników i ich dzieci. Nie - nie ja pierwsza oceniłam, że jest trudniej, dziwniej, groźniej.
Czy to mnie smuci? Niby czemu.
W końcu sami daliśmy przyzwolenie na ten stan rzeczy...
Śliczna panienka, ale mnie akurat ona w dzieciństwie ominęła, chyba nawet nie wiedziałam o jej istnieniu. Pozostał mi za to sentyment do Diany, którą dostałam zaraz po pierwszej i jedynej Barbie. :)
OdpowiedzUsuńDianę, jeśli dobrze kojarzę, miała moja przyjaciółka. Och, ta laleczka była urocza.
UsuńMoja kuzynka miała Kinglet. Też ciemnowłosą, do tego w zestawie z facetem i dwójką dzieci. W pudełku z lalką była książeczka z pozostałymi modelami, możesz sobie wyobrazić, ile czasu spędziłyśmy, gapiąc się w nią :) Jako dziecko w ogóle nie byłam świadoma, co to klon, dla mnie wszystkie lalki były tak samo super, czy to Barbie, czy Diana, czy plastikowa no-name z kiosku :)
OdpowiedzUsuńOooch, wyobrażam sobie. Ja pamiętam z kolei jak z wypiekami na twarzy oglądałam katalożki z Simby i zatracałam się w marzeniach o tych wszystkich lalach. Jakie to były fantastyczne dziecięce chwile! Teraz podobają mi się te katalogi, ale już inaczej na nie patrzę, po dorosłemu. Niestety. Wtedy to była magia... I masz rację, że wszystkie lalki się bardzo podobały, bez podziałów na klony i "oryginały".
UsuńMiło jest odzyskać skrawek dzieciństwa.Marzyłam o takiej fryzurze, niestety mam włosy proste jak drut. :)
OdpowiedzUsuńOj tak miło. :-) Mnie z kolei włosy sie kręcą, ale w tamtym czasie byłam za mała na takie fryzury ;-) No, a teraz chyba wolę moją wieczną kitkę.
UsuńSuper, że udało Ci się odnaleźć lalkę z dzieciństwa. Ja wciąż szukam☺️
OdpowiedzUsuńŻyczę, żeby i Tobie udało się odnaleźć zaginioną pannę ;-) <3
Usuń