Po miesięcznym pobycie w Polsce, wróciliśmy do... Turcji. Tylko na tydzień, ale odświeżyło to wspomnienie lata i dało sposobność dłuższego obcowania z gorącym słonkiem. Turcja w tym roku przewija się dość często w moim życiorysie, na co zresztą nie narzekam, bo jak wiecie lubię ten kraj, ale jest to także (miłe) zaskoczenie.
Tym razem pojechaliśmy w region oddalony od wcześniej poznanych, zatrzymaliśmy się 15km od Alanyi, w malutkiej mieścinie Kargicak. Niby malutka mieścina, w zasadzie administracyjnie to wioska, ale w żadnym wypadku nie przypomina stereotypowej polskiej, czy tureckiej wsi. No może poza licznymi uprawami bananowców, wciśniętymi między mieszkalne bloki.
Na wyprawę zabrałam ze sobą dwie lalki - dzisiaj, we wstepnej relacji z wyjazdu, pojawi się pierwsza: Ginny, laluszka z serii o Harrym Potterze, przesadzona czasowo na większe ciałko. Panna zaprezentuje miasto (to znaczy wieś) , wprowadzając w nadmieniony region.
Zapraszam do pierwszego spaceru po Kargicak :-)
Jak już wyżej wspominałam, w omawianej okolicy nieustannie spotyka się plantacje bananowców, wciśnięte między mieszkalne zabudowania. Wygląda to bardzo egzotycznie i uroczo. Sami spójrzcie...
Choć budynki tutaj mają swoje nazwy, co może sugerować, że są hotelami, tak naprawdę to zwykłe mieszkalne bloki, swoją drogą bardzo ładne.
Baseny czy siłownie przy blokach w Turcji,
w regionach, gdzie jest ciepło większą część roku,
są normalnym zjawiskiem
i mogą z nich korzystać mieszkańcy danego osiedla/bloku.
Jest to ujęte w cyklicznych opłatach za mieszkanie.
Muszę przyznać, że Kargicak mnie zachwycił.
Duże wrażenie robi nie tylko estetyka nowoczesnych zabudowań,
ale przede wszystkim okalające wioskę Góry Taurus.
No i morze... Znajdziemy tu także morze, choć z kamienistymi plażami.
Ginny też chyba była zauroczona okolicą. Pląsała po tych uliczkach i pląsała...
Poniżej jest i akcent religijny:
meczet,
taki typowy turecki, nieduży, osiedlowy.
Poza architekturą i pejzażami, można było zachwycić się również
tamtejszą roślinnością i zwierzakami.
I jeszcze na koniec: cmentarz,
w środku osiedla, między blokami,
łączący bardzo stare nagrobki z nowoczesnymi.
Cmentarze to część naszej rzeczywistości,
więc w sumie dlaczego miałyby nie być w środku osiedla?
Może to dość zaskakujący wątek, ale pomyślałam, że o nim wspomnę skoro znowu pokazuję Turcję - być może o tym nie wiecie i przy okazji Was to zaciekawi.
Na nowych nagrobkach w Turcji możemy znaleźć zaskakujące notatki informujące o tym, że ktoś urodził się np. w 1350roku, a zmarł w 2005. Mózg paruje, prawda? Jednak takie opisy to nic innego jak efekt zmian, jakie zachodziły w Turcji.
Jeszcze kilkadziesiąt lat temu Turcja posługiwała się kalendarzem muzułmańskim, a tam mamy zupełnie inny wiek i lata. Na przykład obecnie, wg kalendarza muzułmańskiego, jest rok 1443. Jednak za czasów, ukochanego przez wszystkich Turków, Mustafy Kemala Atatürka, wprowadzono reformy: kalendarz zmieniono na gregoriański, alfabet przemieniono na łaciński, oddzielono prawo islamskie od świeckiego, w dużej mierze nadając Turcji świecki charakter państwa.
W dokumentach osób starszych pozostały jednak daty urodzenia sprzed reform, stąd podczas śmierci takich "osób z przełomu" podaje się datę urodzenia wg kalendarza muzułmańskiego, a śmierci wg gregoriańskiego.
_____________
Mam nadzieję, że nie zanudziałam Was tym spacerem i wątkami historycznymi. Już wkrótce kolejny wpis o pobycie w Kargicak - trochę leżejszy niż ten, bardziej lalkowy. Tymczasem życzę Wam miłego weekendu. Uściski!
Wasza Aya