Jakże bardzo mnie cieszy, że listopad odchodzi już w zapomnienie. Naprawdę bardzo rzadko się u mnie zdarza, żeby ten miesiąc dawał miłe wspomnienia. Jedynie ubiegły rok był wspaniały w listopadzie i nie miałam wobec niego nawet najmniejszych zastrzeżeń... No i chyba wyczerpałam limit na jakiś czas. W tym roku skaczę w myślach z radości, że to już ostatni dzień tego miesiąca. A grudzień... Grudzień brzmi już jakoś przyjaźniej.
W ramach radosnych pląsów myślowych, pokażę Wam pląsy mojego pana lalka..., który we wrześniu uskuteczniał na pustyni snow sandboarding... No, a po radosnych pląsach na desce, przysiadł ze swoim kotem i przygrywał na lutni... To jest życie, prawda? Takiemu to dobrze...