O CZYM JEST TEN BLOG?

Jak wykonać własnoręcznie różne gadżety dla lalki? Czy akcesoria dla lalek i zabawki muszą być drogie? W jaki sposób stworzyć twórczą przestrzeń do indywidualnego rozwoju (swojego lub dziecka), przy niewielkim nakładzie finansowym? Między innymi o tych, jak również o innych lalkowych kwestiach, przeczytacie na moim blogu. Zapraszam

Drogi Czytelniku

Zdjęcia na blogu są mojego autorstwa. Jeśli udostępniam zdjęcie wykonane przez inną osobę, informuję o tym podając źródło. Chcesz wykorzystać moje zdjęcie? Zapytaj :-) Dziękuję :-) Aya ze Świata Lalek
Copyright: Aya w Świecie Lalek

Szukaj na tym blogu

___________________________________________________________________________

niedziela, 30 stycznia 2022

Miniaturowy warzywniak

Witajcie Kochani w ostatnich chwilach stycznia!      

      Myślę, że dzisiejszy wpis kończy na jakiś czas moją zabawę z miniaturowymi domkami w skali 1:20/1:24. Spróbowałam, pobawiłam się - wystarczy.  Skupię się teraz na lalkach w skali 1:6 i akcesoriach dla nich. Może uda się wyprodukować pokoik do zdjęć adekwatny do rozmiaru Barbie. No zobaczymy.
    Tymczasem zapraszam do oglądania miniaturowego warzywniaka, nad którym ostatnio pracowałam. Przyznam, że zabawa z nim była ogromnie absorbująca, żmudna i długotrwała, ale dotrwałam do końca. Rezultat trochę mija się z moimi planami, które przewidywały wykonanie większej ilości warzyw i owoców z modeliny, no ale niestety (z różnych względów) nie dałam rady. Tak czy inaczej warzywniak skończony i cieszy mnie to bardzo. Miłego oglądania! 





Ależ to był spam zdjęciowy, prawda?
Wybaczcie...

Dziękuję, że dotrwaliście do końca.
Życzę Wam wspaniałego tygodnia, pięknej pogody i dobrego zdrowia.
Uściski!
Wasza Aya :-)

PS: Zapraszam również do odwiedzenia bloga Eleny:
http://lalki-eleny.blogspot.com/2022/01/baska-ruszya-w-polske-czyli-krotko.html,
na którym pojawił się wpis podsumowujący ciekawy projekt
#dolltourpoland, w którym i ja wzięłam udział w ubiegłym roku.





poniedziałek, 24 stycznia 2022

Zimowa aura

       Poniższe zdjęcia powstały jeszcze w ubiegłym roku, w grudniu 2021. Pokazywałam je w innych miejscach w sieci, a na blogu zagościła tylko część z nich, ta świąteczna: KLIK. Pomyślałam więc, że warto zaprezentować resztę, skoro nadal mamy zimę. 

         Mam co prawda przygotowaną kolejną pannę, która (w odpowiednim przebraniu) miała pląsać po śniegu i prezentować swoje wdzięki przed aparatem, ale niestety na razie nie moge wychodzić z domu - zachorzałam. Mam nadzieję, że wkrótce choroba minie i pobiegnę focić, bo bardzo mi tego brakuje. Tymczasem zapraszam do oglądania starych fotek. :-) 

Czapeczka, szalik i mitenki to dzieła Marzenki z Dłubanin Lalkowych.
:-) 

Pozdrawiam Was serdecznie i życzę zdrówka :-)
Wasza Aya
:-)

czwartek, 20 stycznia 2022

Kinglet - lalka z dzieciństwa

         Witajcie Kochani w drugiej połowie stycznia. Kolejny rok pędzi galopem, a my gonimy dni z rozwianymi grzywami, próbując nadążyć za narzuconym tempem. No tak to już jest w dorosłym życiu, że czas mija coraz szybciej. W tych ulotnych momentach dorosłości miło przypomnieć sobie chwile beztroskiego dzieciństwa. Dlatego dzisiaj, przerywając na moment galop, przychodzę do Was z wpisem bardzo nostalgicznym, odwołującym się do moich dziecięcych wspomnień. 

       Prezentowana dziś panna Kinglet to lalka identyczna z tą, jaką miałam w dzieciństwie. Moja dziecięca niestety nie przetwała, a tę tutaj mam dzięki Agnieszce, znanej wśród lalkowiczów, jako Zgredka. 

        Kinglet to nie jedyna lalka, jaką dostałam od Zgredki. Przyjechało do mnie kilka uroczych panienek z dawnych lat, które też znajdą swoje miejce na tym blogu. Tymczasem dziś, ze wspomnianych wyżej względów, skupię się na jednej z nich i oczywiście jeszcze raz chcę oficjalnie bardzo podziękować Agnieszce za tak wspaniały prezent. Aguniu, dziękuję!

     Kinglet była moją pierwszą lalką typu "klonik Barbie". Dostałam ją od mamy, gdy miałam kilka lat, czyli dużo ponad 30 lat temu. Pamiętam, że miała różowo - biały strój gimnastyczny (ten na zdjęciach jest strojem zastępczym, bo nie mam oryginalnego) i wbudzała ogólny entuzjazm wśród okolicznych dzieciaków, tęskniących wtedy za barbiowymi tworami.       

      Po Kinglet były polskie Lizy, potem panny z Simby, a dopiero przed ukończeniem podstawówki pojawiła sie u mnie "prawdziwa" Barbie. Pomimo zamiłowaniania do lalek Mattela, które twa i które ze względów finansowych mogłam rozwinąć dopiero w dorosłym życiu, to moje serce mocniej pika, gdy pomyślę o lalkach klonikach, bo to one tworzyły moje dzieciństwo. Dlatego z radością patrzę na Kinglet, która uśmiecha się nieśmiało spod swoich wielkich niebieskich oczu i wspominam końcówkę lat 80-tych XX wieku, których mi czasem brakuje - z różnych względów. 


     Spójrzcie na fryzurę Kinglet! Czyż to nie idealne odzwierciedlenie mody tamtych lat? Pamiętam, że starsza siostra mojej koleżanki, wtedy nastolatka, właśnie taką fryzurę nosiła podrygując w latach 80-tych na szkolnych dyskotekach. Ależ byłam zapatrzona w jej ówczesny look i z zapartym tchem słuchałam opowieści o jej przygodach na szkolnym parkiecie. Kiedy wreszcie zostałam uczennicą, moda się już zmieniła, ale nadal pamiętam tamtą fryzurę Elki i moją (wtedy jeszcze przedszkolną) ekscytację na myśl, co to będzie gdy wreszcie kiedyś ja sama wkroczę na szkolne parkiety...


      Ach te dziecięce marzenia! Ileż z nich zostało w nas teraz? Czasem gubimy się w dorosłych problemach. A może warto, choćby sporadycznie, wrócić pamięcią do beztroski lat dzieciństwa i uświadomić sobie, że życie może być prostsze. Wystarczy usunąć z głowy to, co jest nadmiarem obaw i oczekiwań. Nie wybiegać zbyt daleko w przyszłość. Żyć teraźniejszością, z delikatną jedynie dbałością o przyszłość. 

___________________________

Pozdrawiam Was Kochani!
Życzę udanej końcówki tygodnia i miłego weekendu. 
Wasza Aya :-)



sobota, 8 stycznia 2022

Nowy rok... stara ja

      No i kolejny rok przed nami. Kolejne wirtualne karty lalkowo-miniaturowych opowieści do zapisania. Przyjemna perspektywa, prawda? Zatem zaczynam, bo szkoda tracić czas na zbędne i oczywiste wywody!

        Dzisiaj przychodzę do Was z kolejną ukończoną przeze mnie miniaturą, tym razem jadalnią "Mrs Charie's Dining Room" z firmy Rolife. Praca nad nią zajęła mi chyba około półtora tygodnia, po kilka godzin dziennie - w zależności od dostępnego czasu. I było naprawdę miło. Kilka rzeczy zmieniłam, ponownie odchodząc od propozycji producenta. Dodałam ściankę, tapetę, swoją podłogę, oświetlenie (którego producent nie przewidział), drobne dodatki. I bardzo miło mi się pracowało. Poniżej efekty moich działań. Przyjemnego oglądania. 

       Pracując nad kolejnymi elementami, tworzącymi wystrój tego pomieszczenia, nauczyłam się nowej rzeczy: wykonywania miniaturowych łapaczy snów. I choć nie są idealne, bo to moje początki, to jestem z nich ogromnie dumna.

       Technikę zaplatania nici poznałam dzieki mojej koleżance z pracy, która tworzy różnorodne cuda ze sznurków. Kasia robi swoje dzieła w rozmiarach ludzkich, ale mogłam spokojnie przełożyć jej wskazówki i praktyczne rady na grunt miniaturowego tworzenia.
        Łapacze snów powstały na bazie plastikowych obręczy z domowego zestawu przydasiów. Najpierw igłą z nitką oplotłam całe kółeczko na zasadzie ściegu dzierganego, jakim obszywa się np. dziurki na guziki. A później, tą samą igłą z nitką, tworzyłam sploty w środku obręczy. Jeśli ktoś lubi szyć ręcznie, to z pewnością odnajdzie się w takim działaniu.

      Inne elementy wyposażenia powstały głównie z dostępnych w zestawie elementów, wg wskazówek instrukcji. Przy nich też przyjemnie się dłubało, choć nie zawsze było łatwo. 

 
    Kielich powstał ze sklejenia czterech elementów, od góry: z metalowego stopera do sznurka, koralika, kawałka drucika, metalowego cekina. Wszystko sklejane klejem z zestawu, ale można użyć też swojego kleju - kropelki, czy innego przezroczystego do majsterkowania. Co było najtrudniejsze? Chyba to, że kielich ma niewielkie rozmiary i wykonanie go tak, żeby nie było widać mazideł z kleju, było naprawdę niełatwe.
 

    Nie wiem dlaczego, producent zaproponował do jadalni wieniec świąteczny, choć na kalendarzu ma widnieć data 12 kwietnia... No nieodgadnione są pomysły twórców zestawów DIY... Ale zrobiłam, przyda się kiedyś przy właściwej okazji. Powstał z paska sztucznej trawy, używanej przez miniaturzystów, drucika, wstążki, metalowej napy (metalowego napa?) i koralika (dzwoneczek), no i ozdobnych gwiazdek.




       Jeśli ktoś nie jest skrupulatny i nie zauważy daty na kalendarzu, w sumie wieniec wytwarza sympatyczny nastrój w pomieszczeniu, szczególnie wieczorem. ;-) 

      Mebelki z kolei powstały w oparciu o sklejenie dociętych firmowo kawałków drewienka. Część z nich, jak stół czy wiszącą szafkę, pomalowałam farbami dodanymi do zestawu. Elementy zielonej ławki i niebieskiego krzesełka były już pomalowane, trzeba je było jedynie skleić.


 
        Uchwyty przy drzwiach, oknie czy mebelku to nic innego jak kawałek odpowiednio wygiętego aluminiowego drucika, przygniecionego na końcach kombinerkami, w niektórych miejscach zakończończyłam doklejonymi metalowymi cekinami. 



         Mała lampka naftowa powstała z podłużnego koralika, sklejonego z aluminiowym, odpowiednio wygiętym drucikiem i metalowymi napami. Na górze doklejony jest jeszcze mały metalowy koralik.


No i tak dłubałam, dłubałam...
I dobrze mi było z tym. 


Pozdrawiam Was serdecznie Kochani,
czekając z utęsknieniem na kolejny zestaw DIY do samodzielnego tworzenia...
który właśnie zakupiłam.

Miłego weekendu!
Wasza Aya :-)

___________________________________________________________________________
Dziękuję za wizytę na moim blogu. Zapraszam do ponownych odwiedzin. Pozdrawiam ciepło. Aya
___________________________________________________________________________

Prywatną wiadomość prześlesz do mnie poprzez poniższy formularz:

Nazwa

E-mail *

Wiadomość *