O CZYM JEST TEN BLOG?

Jak wykonać własnoręcznie różne gadżety dla lalki? Czy akcesoria dla lalek i zabawki muszą być drogie? W jaki sposób stworzyć twórczą przestrzeń do indywidualnego rozwoju (swojego lub dziecka), przy niewielkim nakładzie finansowym? Między innymi o tych, jak również o innych lalkowych kwestiach, przeczytacie na moim blogu. Zapraszam

Drogi Czytelniku

Zdjęcia na blogu są mojego autorstwa. Jeśli udostępniam zdjęcie wykonane przez inną osobę, informuję o tym podając źródło. Chcesz wykorzystać moje zdjęcie? Zapytaj :-) Dziękuję :-) Aya ze Świata Lalek
Copyright: Aya w Świecie Lalek

Szukaj na tym blogu

___________________________________________________________________________

niedziela, 28 sierpnia 2016

Nostalgiczna wycieczka, czyli post o wypoczynku w swojskim klimacie...


      Od jakiegoś czasu, planowaliśmy kolejną, daleką, rodzinną podróż, jednak los spłatał nam figla i ułożył życie tak, że musieliśmy zmienić nasze plany. Cóż, rezultaty takich losowych zawirowań są wielokrotnie nieoczekiwane, lecz należy stwierdzić, że często przynoszą pozytywne uczucia i emocje.


Dziwnym zbiegiem okoliczności otrzymałam okazję przeniesienia się do wspomnień z lat dzieciństwa... I mimo, że tę wyprawę raczej nie mogę nazwać podróżą (była zbyt krótka i niekoniecznie daleka), to pozostanie w pamięci jako wspaniała, nostalgiczna chwila oddechu przed nieuchronnym powrotem do pracy.


      Miejsce, do którego zabrałam Madzię, znajduje się niedaleko ośrodka, w którym wiele, wiele lat temu spędzałam wspaniałe chwile w towarzystwie przyjaciółki. Byłyśmy wtedy dziećmi, snułyśmy wizje przyszłości i dorosłego życia..., przerywając je sporadycznie pływaniem kajakami, czy obserwacją życia okolicznych łabędzi. Czy pomyślałabym wtedy, że moje życie potoczy się tak, jak się potoczyło, a na dodatek, prawie 20 lat później, przyjadę w tę okolicę z... lalką pod pachą? :-) Tyle młodzieńczych wyobrażeń o dorosłości..., a nawet przez ułamek sekundy nie pomyślałam, że będzie tak, jak jest. Życie jest naprawdę nieprzewidywalne... 

Ale do rzeczy...

      Ośrodek wypoczynkowy "Wawrzkowizna", do którego zdjęciowo Was dzisiaj zaproszę, to miejsce oddalone od mojego miasta jedynie o około 10 km. Wystarczyło wsiąść do zorganizowanego w tym celu (pierwszy raz od wielu lat) bezpłatnego autobusu miejskiego, aby wygodnie dotrzeć na miejsce.

Wyprawę podzieliliśmy na dwa krótkie wypady za miasto - było spontanicznie, przyjemnie, rodzinnie. A wokoło woda, las sosnowy i pogoda jak na zawołanie... Czy należało żądać więcej? 

Wawrzkowizna bardzo się Madzi spodobała.

Napotkana po drodze fontanna zauroczyła naszą panienkę - fotka była obowiązkowa


Madzia  rozglądała się uważnie,
próbując zapamiętać wszystkie przyrodnicze (i nie tylko) szczegóły wycieczki
Należało przecież wszystko opowiedzieć przyjacielowi Misiowi.

Próbowałam go zmotywować do wspólnej jazdy, 
ale najpierw powiedział, że "boli go łapka i głowa i nosek",
a później, że ma "sporo pracy przy porządkowaniu swojego kącika na półce..."
Sami rozumiecie... 
Nie chciał...

A okolica jest naprawdę ładna i ciekawa.


Choć nie do końca ogarniam tamtejsze nazewnictwo... 
Zapewne Park Linowy "Ważka", ale kto ich tam wie... 



- Czy to są rowery, czy to są łódki? - dopytywała Madzia
- To są rowery wodne - odpowiedziałam


- Czyli takie łódkorowery, jak łyżworolki? - drążyła temat
- No, można tak powiedzieć... - odparłam

Młoda wdychała świeże powietrze swoim małym, plastikowym ciałkiem.
Radowała się razem z nami - zarówno gorącym słońcem, jak i kojącym cieniem.


Należy zaznaczyć, że pierwszy dzień podmiejskiej wycieczki 
Madzia poświęciła głównie na rekonesans okolicy, 
dokonując przy tym zaskakujących odkryć...


- Czy one są prawdziwe, te kozy, czy zabawkowe? - zapytała z ciekawością Madzia
- Madziu, to prawdziwe zwierzątka - odpowiedziałam z ubawieniem 

- O jejuuu! Kozunie! - zapiszczała


I konika Madzia widziała...

Hmm... Ranczo... Jak to dumnie brzmi ;-) 



      Drugi dzień podmiejskiego wojażowania to już głównie same spacery po lesie, odpoczynek nad wodą i ostatnie momenty łykania witaminy D, którą serwowało gorące słonko. 

Było wspaniale. 


MIŁEGO TYGODNIA WAM ŻYCZĘ!

Lecę podsłuchać o czym rozmawiają Madzia z Misiem...
Może uświadomiła Pluszakowi wreszcie, 
że w ludzkim świecie nie zawsze pojawia się burza - czasem też świeci słońce...


czwartek, 25 sierpnia 2016

Marzenia zabawek, misie z drzew zrywane i przyjaźń międzygatunkowa

    Są wśród naszych zabawkowych podopiecznych takie osobniki, które nie narzucają się wybitnie swoją osobą. Siedzą cichutko na półce, marząc nieśmiało o jakimkolwiek zainteresowaniu z naszej strony. Przysłuchują się opowieściom koleżanek i kolegów, mając nadzieję, że kiedyś one również będą relacjonować ciekawe chwile, jakie przeżyły w naszym ludzkim świecie. 

Taka jest na przykład Midge - nieśmiała, skromna i cicha. Zawsze pozytywnie nastawiona do świata. I choć uwielbiam tę lalę odkąd do mnie trafiła, muszę przyznać, że ostatnio ją trochę zaniedbałam. Ona jednak nie żaliła się wcale, mimo, że skrycie marzyła o naszym wspólnym działaniu.

Pozwólcie, że odtąd będę nazywać ją Madzią. 
Jakoś to imię bardziej do mnie przemawia... 

      
      Opowieści  o wakacyjnych wojażach Basi, Ashy i Neko były do tej pory szeroko komentowane wśród przedstawicieli mojego lalkowego stada, co naturalnie nie uszło uwadze Madzi. Panienka z zainteresowaniem szukała lokalizacji krajów, o jakich wspominały dziewczyny. Początki zabawy z globusem nie były łatwe, ale z czasem Madzia trafiła na właściwe kontynenty.



- Och, Misiu, jakże ja bym chciała wyruszyć w jakąś podróż! 
- powiedziała Madzia

- Podróż to przygoda, a przygody zabawek w ludzkim świecie bywają niezapomniane...
- odparł ze znawstwem Miś.
 

      I tu pozwolę sobie na krótką dygresję, powracając do dnia,
w którym to Miś trafił pod mój dach...

      A było to w bardzo deszczowe popołudnie, które kolejnymi czarnymi chmurami i wiatrem, złowrogo zwiastowało burzę. Biegłam wtedy ze sklepu do domu, mając nadzieję, że zdążę dotrzeć na miejsce, zanim rozpęta się nawałnica... I... zobaczyłam TEGO misia. 

      Znałam go. Wcześniej, wiele razy w przeciągu następujących po sobie dni, przechodziłam obok niego... Biedny, podskakiwał na drzewie, zaczepiony ubrankiem o gałązkę, prosząc smutnym wzrokiem o chwilę uwagi. Wcześniej go nie ruszałam, mając nadzieję na to, że zguba znajdzie swojego (zapewne dziecięcego) właściciela. Domyśliłam się, że ktoś umieścił misia na drzewie, żeby łatwiej można go było odnaleźć, no i pewnie, żeby się nie zniszczył. Mijały jednak dni, a Miś nadal tkwił na gałązce, prezentując coraz gorszy stan swojego misiowego ciałka i ubranka. Nikt go nie szukał... Albo nie wiedział, gdzie szukać... Nie wiem :-(

     Cóż... Nie mogłam go zostawić na pastwę nieobliczalnej burzy. 
Zniszczyłby się całkowicie. 
Złapałam więc delikwenta i pobiegłam do domu, 
umykając w ostatniej chwili  przez ulewą.

No i Misio jest z nami :-))

Jeśli macie jakieś informacje na temat jego dziecięcego opiekuna - dajcie znać...

Muszę jednak przyznać nieśmiało, 
że Misio dobrze się u nas czuje.
O co zresztą dba nasza ukochana Madzia :-))

Misio jest jej oczkiem w głowie. 
To jemu powierza wszystkie swoje sekrety.

- Misiu, co byś powiedział na wspólną podróż z Ayą?
Wspominała, że znowu gdzieś się wybiera... - szepnęła Madzia

- Och..., to wspaniale! 
Tylko wiesz..., ja swoją przygodę na tym świecie już przeżyłem... 
Ale ty jedź! Opowiesz mi ze szczegółami, jak tam było! 
- rzekł troszkę wystraszony propozycją Miś

No i Madzia jedzie... 
Dokąd tym razem zabiorę lalkową pannę? 
O tym przekonacie się w następnym wpisie. :-) 
POZDRAWIAM!
Aya


piątek, 19 sierpnia 2016

Promocja, pani! Gratisy, pani! Bierz pani!

W ostatnich dniach, niespodziewanie, trafiła pod mój dach kolejna panna Barbie o moldzie Milie...

(Tak, wiem - Mattel. Tak, wiem, miałam uskuteczniać bojkot tej firmy...)

      Kiedy w dorosłym już życiu zaczynałam swoją przygodę z lalkami, niespecjalnie interesowały mnie panny blondyny - przygarniałam je wyłącznie wtedy, gdy trafiały się jako tanie znajdki w ciucholandach. 

Moje chciejstwo lalkowe dopominało się panien egzotycznych, ciemnoskórych i ciemnowłosych, a sama klasyczna Barbie przemykała jedynie gdzieś obok, bez wzbudzania wybitnie intensywnych emocji. Myślę, że gdyby nie wspomniane w tytule promocje, chyba żadna ze współczesnych tradycyjnych blond-Barbie nigdy by do mnie nie trafiła... 

      Jako pierwsza z powyższych przywędrowała do mnie Barbie Made to Move - czyli znana Wam Baśka :-) Powiem szczerze, że w zasadzie bardziej kusiło mnie jej ciałko niż buzia, a i tak decyzję o jej zakupie podjęłam dopiero wtedy, kiedy jeden z supermarketów uraczył mnie znaczącą obniżką cen.

Nie spodziewałam się, że tak bardzo polubię tę buzię! Cieszyłam się, że mam w zbiorze lalkę o nowym barbiowym moldzie.

Zbierać barbioszkowate i nie mieć współczesnej odsłony buzi Barbie? 
No jakże to tak...


      Pomimo radości z przygarnięcia lalki o moldzie Milie, nie planowałam powiększania zbioru o kolejne panny z tym moldem (i w dodatku w takiej malunkowej odsłonie). Ale jakże życie lalkoluba bywa przewrotne! Nadeszły supermarketowe promocje związane z Dniem Dziecka, a wraz z nimi panny Fashionistas po 20zł... Cóż, jakże z takiej promocji nie skorzystać? A ponieważ, dostępne wtedy w sklepie, wszystkie inne fashioniski pierwszego wypustu 2016  już posiadałam, do mojego koszyka wskoczyła kędziorka...


      Ostatnio natomiast przytuptała do mnie poniżej prezentowana panna - lalka, którą do tej pory omijałam pokaźnej szerokości łukiem...


A wszystko przez Leclerc i jego gratisy!*


      Tak, to informacja o ubrankach zadziała na mnie najsilniej, choć nie ukrywam, że miałam w planach zakupienie także lalki. Nie planowałam jednak blondyny! Uznałam, że skoro lalki są tańsze i w dodatku dodają do nich gratisowo ubranko, to skorzystam i zakupię zeszłoroczną niebieskooką fashionistkę z koczkiem, o moldzie Ashy... Jak pewnie wiecie, lubię ten mold i sama nie wiem dlaczego, jeszcze nie mam tej lalki u siebie... (Może dlatego, że tam gdzie jest dostępna, jej cena ciągle oscyluje w granicach 45zł?)



      Niestety, kiedy przybyłam do sklepu, okazało się, że promocji podlegają wyłącznie Fashionistki z nowego wypustu, a zeszłoroczne nadal figurują ze starą ceną. Kwestia ubrankowa przedstawiała się też inaczej niż liczyłam - dodawali jedno ubranko gratis, a nie dwa.
A niech to!

      Spośród nowych "faszek", które są tam dostępne, mam wszystkie - poza wspomnianą wyżej blondyną... Dlatego w pierwszym momencie zrezygnowałam z zakupu... Nie chciałam jej.

Jednak robal niedosytu drążył z godziny na godzinę większą dziurą, 
ukazując w pamięci coraz wyraźniej UBRANKO, 
jakie mogłabym mieć, gdybym ów zakup zrobiła...



      Minął dzień i ponownie zagościłam w sklepie, kierując się... na dział z zabawkami. Wzięłam do ręki blondynę i pomyślałam, że:

a) właściwie to ową pannę blondynę mogę potraktować, jako dopełnienie serii...
b) bądź też wykorzystać jej ubranko i buciki...
c) mogę ją kiedyś sprzedać, jeśli miejsca mi na półce zabraknie...
d) mogę poćwiczyć na niej repaint...
e) nie będę przedłużać - CHCĘ TO UBRANKO!

No i mam. 

Czerwona koszula z długim rękawkiem... 
Spodobała mi się od pierwszego wejrzenia... 
Bo była
gratis...





___________________________________
  1. Zdjęcie Fashionistki Ashy pochodzi ze strony: http://www.ebay.com/itm/Barbie-Fashionistas-Doll-Plum-Plaid-/262333975412?hash=item3d1452cb74
  2. Zdjęcie kotka zapożyczyłam ze strony: http://www.wykop.pl/tag/kotecek/archiwum/2013-05/, jednak nie znalazłam tam informacji o jego autorze. Tych, którzy mogą tę kwestię wyjaśnić, proszę o odzew. 
  3. Robaczek pochodzi z: http://www.gify.net/cat-robaki-i-robale-232.htm
  4. Obrazek "śmieszka" z końca postu pochodzi z Internetu, z jednego z forów - nie znam jego autora; ktokolwiek cokolwiek wie, proszę o informację:
* Nadmieniona w tekście promocja leclercowa trwa do 28 sierpnia 2016.

poniedziałek, 15 sierpnia 2016

Antek i Tosia

      Dzisiaj będzie inaczej. Post z rodzaju tych, które odżegnują się od wytworów Mattela, na rzecz podziwiania pomysłów innych producentów. Taka odskocznia myślowa, hobbystyczna i wszelaka. Jakkolwiek ją tam zwał - dla mnie miła. 

Lalki "minki" na pewno znacie i wiem, że niektórzy z Was także przyłączyli kilka z nich do swoich kolekcji, względnie zaprosili jedynie do swoich domostw. Ja nigdy wcześniej namacalnie się z nimi nie spotkałam; widziałam je wyłącznie w Internecie. Owszem, zaciekawiły mnie, choć nigdy nie sądziłam, że którąkolwiek kiedykolwiek przygarnę. Traf jednak sprawił, że znalazłam tę parkę w jednym z pobliskich ciucholandów i postanowiłam kupić...


      Nie mam pojęcia, kto jest ich pomysłodawcą i wytwórcą, bo w internecie spotkałam się z kilkoma producentami takich zabawek, a moje nie posiadają żadnej sygnatury. 


Z ciekawością jednak przyglądam się ich minkom i wydają mi się bardzo sympatyczne. 


W Internecie możemy spotkać sporo fotografii tego typu lalek.
Wielokrotnie ich producent przedstawiany jest pod nazwą:  D'Anton Jos
Czy jednak prezentowana dzisiaj parka wyszła spod ręki wspomnianego, 
trudno jest mi to stwierdzić niestety... Przypuszczam jednak, że to jakieś kloniki...
Choć, kto wie...?


Obie laleczki mają pasujące do siebie ubranko, 
stąd moje przypuszczenie, że zapewne były sprzedawane razem..


Obie kupiłam w bardzo dobrym stanie, nie były zniszczone.
Dla higieny własnej wyprałam jednak ich ubranka, a one same przeszły lalkowe SPA.

Wesołe rozrabiaki, co chyba nietrudno zauważyć ;-)


Buźka Antka mnie rozczula, a Tośka sprawia, że uśmiecham się sama do siebie.


Cóż, czasem miło jest zrobić sobie małą, lalkową przyjemność
jakże inną, niż wcześniejsze...


I tym miłym akcentem, pragnę Was pozdrowić, 
życząc ciepłych dni, w to jakże jesienne lato.
A wraz ze mną pozdrawiają Was: Tosia i Antek


___________________________________________________________________________
Dziękuję za wizytę na moim blogu. Zapraszam do ponownych odwiedzin. Pozdrawiam ciepło. Aya
___________________________________________________________________________

Prywatną wiadomość prześlesz do mnie poprzez poniższy formularz:

Nazwa

E-mail *

Wiadomość *