Jakiś czas temu, obiecałam Wam post z udziałem kolejnej mojej panny z serii
Made to Move. Prezentowana dzisiaj panienka spodobała mi się od pierwszej chwili, gdy tylko zobaczyłam jej fotki w internecie. Niewątpliwie, zarówno w folderach reklamowych Mattela, jak również na Waszych blogach, prezentowała się bardzo kusząco. Długo jednak, z różnych względów, wahałam się i nie mogłam zdecydować się na zakup.
Po kilku miesiącach przemyśleń i westchnień nad ruchowymi możliwościami wspomnianej serii, jak również po cierpliwym i jednocześnie owocnym czekaniu na jakąś obniżkę cen, udało mi się wreszcie podjąć decyzję i zdobyć tytułową pannę. :-) Co więcej... Na owej pannie się nie skończyło... i przypuszczam, że w końcowym rezultacie skompletuję całą serię, łącznie z najnowszym wypustem, który żółwim tempem podąża w stronę Polski . :D Jednak to już temat na inny post ;-)
Tyle w ramach wstępu...
Przejdźmy do sedna!
Neko to panienka bardzo ułożona, cierpliwa, cicha i przy tym niezwykle sympatyczna - wymarzona lalkowa towarzyszka podróży. Można być pewnym, że nie ucieknie z torby, kiedy będziemy wyjmować ważne dokumenty. Można być pewnym, że przy odprawie na lotnisku nie przemyci jakiegoś niepożądanego przedmiotu... Można być pewnym, że cierpliwie zniesie wielogodzinny lot, zamknięta w bagażu podręcznym. Tak... Nasza Neko... Całkowite przeciwieństwo Ashy...
Z ciężkim sercem żegnałam się więc z tą drugą, która po raz kolejny dała upust swojemu niezadowoleniu, jazgocząc i protestując...
To ona przecież chciała siedzieć zamknięta w ciemnej w torbie!
To ona przecież chciała być prześwietlana rentgenem na lotnisku!
To ona wreszcie egzotyczną urodą pasowała do miejsca,
w które ja - taka okrutna - zabierałam Neko!!!
Fakt, to ostatnie przemawiało na korzyść Ashy..., ale będę szczera: Asha nie dorosła jeszcze emocjonalnie do podróży! Koniec i kropka! Może za rok, dwa... Dziewczyna trochę okrzepnie... Nabierze dystansu do siebie... Kto wie?!
***
Tymczasem Neko i ja dotarłyśmy na miejsce całe i zdrowe.
A ponieważ moja mała towarzyszka podróży,
była w tym odległym miejscu pierwszy raz,
dałam jej trochę wolnego czasu na zapoznanie się z terenem.
Początkowo była bardzo ostrożna i niepewna.
Kiedy jednak oswoiła się z upałem, krajobrazami i nieznanym jej językiem,
zrobiła się bardziej swobodna.
Bez obaw wdrapywała się na rozmaite rośliny,
z których mogła obserwować otaczającą przyrodę południowego Egiptu.
Najbardziej spodobały jej się kwiaty. Szepnęłam jej cicho, że to hibiskusy.
Neko wspinała się także po różnych skałach i skałkach...
...aż wreszcie dotarła nad morze...
Odnoszę wrażenie, że tak duża przestrzeń trochę ją przytłaczała,
ale też jednocześnie zafascynowała
Po wielogodzinnym marszu, potrzebowała w końcu odpoczynku.
Krawężniki w Egipcie spełniają doskonale funkcję ulicznego siedziska...
...choć przycupnąć można było wszędzie
- dla takiej małej panny to przecież żaden problem.
Tak minął pierwszy dzień...
A kolejne dni przyniosły nowe doświadczenia i obrazy,
które Neko chłonęła zachłannie, niczym okoliczne gąbki morską wodę.
Podczas podróży na północ, zatrzymałyśmy się w miejscowości El Quseir.
Jakież byłyśmy zdziwione,
kiedy w okolicznym sklepie znalazłyśmy szisze i inne akcesoria w rozmiarach lalkowych
Niestety dość drogie, a na targowanie się do upadłego nie było czasu.
Jednak jeszcze tam wrócimy... Szisze nie uciekną...
***
Dni mijały leniwie i beztrosko
A po powrocie do Polski, Neko usiadła wśród innych lalek
i opowiadała, opowiadała, opowiadała...
Nawet Asha przysłuchiwała się tym opowieściom,
zapominając, że w zasadzie powinna być nadal obrażona...
__________________________________
Pozdrawiam Was bardzo serdecznie!